wtorek, 23 listopada 2010

Wianek i Podziękowania

Jak już wcześniej wspominałam zaczęłam haftować wianek świąteczny.  Urzekł mnie niesamowicie już dawno, w zasadzie rok temu, ale z dwóch powodów nie podjęłam próby jego wykonania.
Po pierwsze: moje umiejętności w temacie haftowania były żadne,
a po drugie: przy wzorze zamieszczonym w gazetce "Sabrina. Wydanie Specjalne" brak jest klucza do kolorów.
To przekreśliło wszystko, bo jak się okazuje, dobrać kolory, i to dobrze, to prawdziwa sztuka, przynajmniej dla mnie.
No i całkiem niedawno, Susan na swoim blogu pokazała swoją pracę świąteczną. To był ON, mój wymarzony. Z wielką nieśmiałością zwróciłam się z prośbą o pomoc właśnie do Susan. Po krótkiej konsultacji mailowej i kilku cennych poradach już wiedziałam mniej więcej jak to ugryźć.
Kolory przeze mnie dobrane nie są idealne, ale jak na pierwszy raz to jestem zadowolona.

Ale zanim pokaże moje postępy, pokaże jak się zabrałam za to cudo:

Najpierw powiększyłam schemat coby wzroku nie stracić przy tym maleństwie:


Tutaj natomiast pokazuje jak wygląda moje stanowisko przy haftowaniu.
Niestety nie dorobiłam się jeszcze sortera ani innych gadżetów hafciarskich.
Na razie postanowiłam inwestować w mulinki, jak już zbierze się pokaźna paleta kolorów pomyślę o dodatkach wszelkich. Na dzień dzisiejszy nawet bobinki wycinam sama i wcale nie uważam, że są złe.
A teraz zdjęcie, uwaga:



Oczywiście podczas samego czynnego haftowanie wzór/schemat leży mi na kolanach.

No a teraz co to udało się już wyhaftować.
Tak było kilka dni  temu kiedy to przymierzałam się pokazać mój zaczęty wianek:




A tu już stan aktualny:

Zdjęcia, a raczej ich jakość, jaka jest każdy widzi i tu nie ma co się użalać. Trochę w tym mojej winy (brak umiejętności) trochę winy przyrody (pogoda).

Wspomniałam wcześniej o pomocy Susan i jeszcze raz chciałam jej z Tego miejsca podziękować.
Muszę jednak wspomnieć i wyróżnić jeszcze jedną wspaniałą blogerkę-hafciarkę, bez której ten blog w ogóle by nie ruszył.
Otóż przejęta zakładaniem bloga, nie potrafiłam postawić ani jednego kroczka w świecie bloggera. Zwróciłam się z pomocą do KASI, przemiłej i pomocnej osoby. Bez Kasi nadal siedziałabym w ukryciu i tylko cichytko Was wszystkich podglądała, a tak, dzisiaj powoli wkraczam w ten świat magii i nawiązuje znajomości , zdobywam wiedzę i rozwijam moje zainteresowania. Kasiu jeszcze raz WIELKIE DZIĘKUJĘ!!

Skoro już jestem przy podziękowaniach to Wam wszystkim którzy mnie tu odwiedzacie i komentujecie również ogromne dzięki.
Choć licznik powolutku bije to mimo wszystko cieszy, że wogóle bije. Dzięki i zapraszam do komentowania.

sobota, 20 listopada 2010

Pierzasto

W ostatnich dniach popełniłam zakładkę książkową.  Nie zyskała jeszcze ostatecznego kształtu (oprawy), ale już chce się nią pochwalić.

Co prawda pióro jest dość pokaźnych rozmiarów, jakby co najmniej pochodziło od orlęcia jakiegoś, więc i sama zakładka nie będzie mała.

Na początku planowałam wyhaftować ją na drobniejszej kanwie 16" bądź 18" (żeby była mniejsza i delikatniejsza). Tej pierwszej w moim mieście poprostu nie mogę dostać ( widocznie jeszcze nie trafiłam do tej wyjątkowej pasmanterii, jaką każda z Was zapewne ma w swojej okolicy), a tą drugą zakupiłam, tyle że nie była usztywniona, flaczkowate to takie, a moje rączki jeszcze nie aż tak wprawne, żeby ją ujarzmić, więc wyszło jak wyszło, czyli pióro ostatecznie wylądowało na kanwie 14".

Oto piórko w trakcie pracy:






No i skończone pierze.


Pióreczko moje tak się błyszczy, ponieważ jest zalaminowane. Jednak jeszcze raz poszło do laminarki, do poprawki, gdyż efekt nie był taki jak chciałam.
Chociaż nie wiem czy to dobry pomysł więzić tak te hafciki.

No i co Wy myślicie o moim pierzu?

Zaczęłam już kilka dni temu wianek świąteczny, efekty pokaże jutro.

Pozdrawiam

środa, 17 listopada 2010

Mój pierwszy Lickle Ted...

... i mam nadzieję, że nie ostatni.

Udało mi się dokończyć obrazek.
Misio ten jest tak uroczy, że ciężko mi było się z nim rozstać. Bardzo chciałabym wyszyć ich całą kolekcję.
Haftowało się niezwykle przyjemnie, nawet backstiche, które odstraszyły mnie od Japoneczki, tu były naprawdę przyjemnością.

Tutaj miś jeszcze nie dokończony:



A tutaj już wyprany i wyprasowany, wygrzewa się na słoneczku:




Lickle Ted wyhaftowałam standardowo na kanwie 14", tym razem muliną DMC.
Powstawanie tego obrazka było rozciągnięte w czasie, ale samo haftowanie i czas jaki poświęciłam nie był tak długi.
Z misiem rozstałam się zaraz po wykończeniu go i zapakowaniu w ramki. Od samego początku przeznaczony był dla mojego całkiem nowego "siostrzeńca". Był to prezent na pierwszy miesiąc życia na tym świecie naszego Malucha.




Może antyrama w tym przypadku nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale z moim passe-partout nie wygląda najgorzej. Pomyślałam, że być może  rodzice będą chcieli sami dobrać ramkę, więc nie będzie im żal "rozpakowywać" Misia. 

Nowy hafcik rozpoczęty.
Będzie niewielkich rozmiarów, ale taki właśnie ma być. 
Zdjęcia już niebawem.
Zapraszam do komentowania. 

piątek, 12 listopada 2010

Po Chińsku

Pierwszy wykonany przeze mnie "poważny" wzrór pochodził z gazety "Kram z robótkami". Szczerze mówiąc to wcale mnie tak nie zauroczył, ale postanowiłam pierwszy "prawdziwy" obrazek wyhaftować na podstawie "prawdziwego" wzoru. Na moim dysku komputerowym już znajdowało się co prawda kilka schematów znalezionych w sieci, jednak nauczona własnym doświadczeniem, że nie należy ufać bezwzględnie wszystkiemu co znajdziemy w zasobach internetu, stwierdziłam, że lepiej nie ryzykować. No bo cóż by było z mojego zapału, gdyby okazało się, że wzór jest mocno nie czytelny dla mnie laika, bądź przekłamany w kolorach czy w inny sposób.

Wzór z gazetki nie był jakiś rewelacyjny, ale miał jasne, wesołe kolory i chyba to wpłynęło na mój wybór.
Początkowo nazwałam go odruchowo Chinką, po dłuższym przebywaniu z tą Panią stwierdzilam, że chyba jednak pochodzi z Japonii.
A oto i ona: 


Po postawieniu ostatniego krzyżyka doszłam do wniosku, że wzór jak na pierwszy był dość trudny, ale dałam radę i to mnie zdopingowało do dalszego działania. Poza tym obrazek zawiera 29 kolorów, przez co zmiana nitki była naprawdę częsta, co nie ułatwiało zadania. No i oczywiście ogrom tzw. backstichy, których do dzisiaj nie dokończyłam. Dałam sobie czas do końca listopada.

I jeszcze dwa zdjęcia:





Jak wspomniałam do wyhatowania tego obrazka użyłam 29 kolorów muliny Ariadna, haftowałam na kanwie 14", dwoma nitkami. Wszystkie krzyżyki wykonane są w jedną stronę. Myślę, że jak na pierwszy raz to nie jest źle. Zabawę z tym obrazkiem zaczęłam w lutym, ostatni krzyżyk postawiłam w lipcu. Wiem, może się wydawać, że to ogrom czasu, jednak na haft poświęcałam ok. 2-3 godziny tygodniowo ale i to nie zawsze. W tym okresie zajmowałam się głównie pisaniem przy magisterskiej, a w międzyczasie dziubnęłam kilka krzyżyków.

Mam nadzieję, że moją niechęć do tego obrazka troszkę zmaleje i uda mi się ładnie podmalować go backstichami do końca listopada.

wtorek, 9 listopada 2010

Skarby

W poprzednim poście pisałam o moich początkach związanych z haftowaniem. Dzisiaj chciałabym pokazać od czego zaczynałam.

Pierwszym "dziełem" była żaglówka wykonana na zajęciach w szkole podstawowej. Nie jest dokończona, ale taka już pozostanie. Na pamiątkę.



Kolejnym wyhaftowanym obrazkiem była "wiosna". Całkowita improwizacja. Oczywiście nie dokończyłam. Dlaczego?? Kto to wie, pewnie zbyt mało zapału. W czasach liceum miałam na pewno go bardzo dużo, ale również bardzo dużo było rzeczy do których się "zapalałam", więc po sprawiedliwym go rozdzieleniu, na hafty niewiele zostawało. A oto i moja wiosna:





No i dwa pozostałe hafty, które wykonałam na "próbę" czy dam radę, czy umiem i czy chcę.
Pierwsza była gwiazdka :



No i na koniec amorek, również nie dokończony. A to dlatego, że bardzo mi się nie podoba.



I tak to się zaczęło. Na dobre zaprzyjaźniłam się z igłą i muliną wiosną tego roku więc mój dorobek nie jest duży, zasoby nitek, kanw itp. również bardzo skromne.
Moje prace są coraz lepsze, krzyżyki równiejsze, kolorowe.
Mam kilka prac zaczętych, kilka już ukończonych, którymi również chętnie się pochwalę.